wojna-polsko-ruska-pod-flaga-bialo-czerwona-b-iext3210686Dlaczego wojna polsko-ruska w tytule? Mam nadzieję, że to metafora mojego świata z początku lat dziewięćdziesiątych, a może i nawet przełomu z latami osiemdziesiątymi. Rzecz dzieje się wprawdzie już w XXI wieku, ale skojarzenie pozostaje. Pamiętam bazar w dwudziestokilkutysięcznym miasteczku i na nim Ruskich, krzyczących, brudnych, pijanych, cuchnących tanimi wschodnimi papierosami. Pośród nich my – młodzież, czasem również pijana, z tanimi papierosami w ustach. Oni w marnych dresach, my już w jeansach. Dla nas Ruski to był wróg, ktoś gorszy. Z nimi była wojna. Wojna mentalna. To popłuczyny po podejściu do Ruskich naszych rodziców. Jak bardzo niektórzy już wtedy chcieli przemalować ściany domów na kolor biało-czerwony, żeby zamanifestować swój patriotyzm, swoją pogardę.
Masłowska zakpiła tą tytułową metaforą. Z nas samych. Z nas dwudziestoletnich, z nas czterdziestoletnich… I to chyba wszystko, co dobrego mogę napisać o książce.
Pierwsze strony znudziły mnie niezmiernie. Nudę rozwiało nieco pojawienie się Andżeli, która wprowadziła do blokowej scenerii nieco subkulturowej fantazji, przynajmniej w ubiorze. Potem nadal jest normalnie, zwyczajnie. Seks z pozbawieniem dziewictwa, narkotyki, łażenie po mieście, po knajpach, piwo. Wszystko toczy się sennym trybem od jednego takiego zdarzenia do drugiego. Narkotyki, pigułki przeciwbólowe, alkohol, chętka na dziewczynę nie pozwalają zająć się czymkolwiek innym. Gdzieś tam w tych oparach zdarzają się nieprzewidziane sytuacje. Zdechł pies, dziewczyna zwymiotowała nie tam, gdzie powinna, plamy z dziewiczej krwi nie dają się usunąć ani z wersalki, ani z dywanu, ich ślady na spodniach to nie problem.
Bohater powieści, Silny, jest normalną małomiasteczkową bądź osiedlową (blokowisko) postacią. W jego zachowaniu nic nie dziwi. Jego otoczenie jest prawdziwe aż do bólu. Przypieczętowuje to język bohaterów. Niegramatyczny (wzięłem, włanczam, poszłem), wulgarny. To nic nowego, nic zaskakującego. W tych środowiskach, na ogromnych połaciach naszych małych miast i w betonowych osiedlach w aglomeracjach to rzecz powszednia. Masłowska nie odkryła niczego. Opisała środowisko, z którym się być może zetknęła, w którym mieszkała. Nie ma w tym poezji, literatury. Nie ma żadnego przesłania. Żadnej zmyślnej konstrukcji fabuły. To tylko wycinek ze świata, w którym żyje wielu z nas, świata, o którym nie trzeba nam przypominać, bo jest bardzo bolesny.
W trakcie czytania „Wojny polsko-ruskiej” pod wpływem jej języka nasunęły mi się skojarzenia z „Mechaniczną pomarańczą”. Może zbyt przesadzone. Z kolei nieprawdopodobieństwo sytuacji, aczkolwiek w całkiem innym wymiarze, to jakby Niziurski dla niegrzecznych dwudziestolatków.
A jeszcze prośba do zafascynowanych tą książką. Sięgnijcie dla porównania po powieści Bogdana Loebla. To też nasz świat, od którego próbowaliśmy uciec.

Skip to content