Dwie pierwszoosobowe narracje: Ptaśka i Ala Columbato. Al, wyższy, lepiej zbudowany – zapaśnik i lekkoatleta. Wyrzuca z siebie młodzieńczy cynizm i sarkazm. Ptasiek, chłopiec-ptak, mówi wolno, spokojnie, jakby cichutko śpiewał… Mówi tak, jak wygląda w oczach Ala: delikatny, wiotki… Mówi tak. jakby ciągle śpiewał o miłości do ukochanej…
Czasami, w sytuacjach naprawdę dramatycznych, Al wykrzykuje wulgaryzmy. Bo Wharton ich nie unika. Jednak przekleństwa są tylko podkreśleniem wzburzenia, zdenerwowania. Obrazują one albo to, co odczuwa Al w stosunku do świata, którego ma dość w sposób anarchistyczny, jakby punkowy, albo chwile, gdy człowiek przestaje racjonalnie myśleć i szaleństwo zaczyna przesłaniać wszystko: na froncie, w okopach, wśród martwych lub ciężko rannych towarzyszy, czołgając się między oderwanymi kikutami, kałużami krwi pośród świstu kul i z błotem rozrzucanym na skutek wybuchów min i pocisków artyleryjskich. Co przecież Wharton odmalowuje równie szczegółowo w swojej późniejszej twórczości.
Jeżeli Al Columbato, syn sycylijskich emigrantów, nienawidzący cech, które są związane z jego pochodzeniem, a jednocześnie się nimi szczycący i je podkreślający, to protoplasta późniejszych fanów Exploited i Dead Kennedy’s, to Ptasiek jest kimś w rodzaju samotnego, powiedziałbym nawet, że duchowego, beatnika, hipstersa.
„Ptaśka” poznałem niespełna dwadzieścia lat temu. Wówczas nie wiedziałem, że Wharton napisał coś więcej. Była to dla mnie jedyna książka tego autora, ale wielka. Książka, która została napisana dużo wcześniej, ale nie tak dawno, żeby stawiać ją na równi czasowej z taką hippisowską literaturą, jak powieści Hellera, Kerouaca, Kesseya czy Burroughsa. A jednak jest w niej to samo dążenie do wolności, ucieczka z okrutnego świata we własne marzenia, sny, wizje. Jest w niej alternatywna rzeczywistość bohatera. Nie! U Whartona to są dwie rzeczywistości. Dwóch bohaterów. Jakże różne, jedna spokojna, hippisowska, druga bardziej bojowa, anarchistyczna. Ale obie gdzieś tam w duszach bohaterów zbiegają się ze sobą, współgrają, łączą, uzupełniają. Czy to dzięki łączącej ich przyjaźni? Czy też dziwnemu Losowi, dziwnemu Przeznaczeniu, które kazały połączyć się tak odmiennym duszom?
Żyłem w świecie Ptaśka i Ala. Czasami psychodelicznie, z cicho śpiewającą duszą. Marzyłem, by zamknąć się we własnym świecie, nie musieć już nigdy z niego wychodzić. Trudno czy łatwo było tego dokonać? Każdy próbował w tym diabelnie trudnym okresie dojrzewania między mniej więcej 13. a 20. rokiem życia. Trudnym dla niego, trudnym dla otoczenia, rodziców…
Najpierw wpatrywać się należy w okno lub ścianę. Pojawiają się marzenia. Wzmacnia je muzyka… Z czasem zamykamy drzwi. Kreujemy ten swój magiczny świat coraz bardziej szczegółowo. Imaginujemy, czarujemy, zaklinamy, tworzymy właśnie. To wszystko dzieje się bardzo powoli. Zaczyna istnieć świat alternatywny wobec tego wokół, który wydaje się nam lepszy. Zamykamy go w nas samych. Dodajemy do niego, wciągamy do niego rekwizyty z zewnątrz, które stają się w końcu nieodzownymi elementami naszego świata. Czasami jednak jest tak, że wychodzimy z niego. Wówczas pozostaje tylko bunt, anarchia, krzyk. Ktoś jest pierdo… Kogoś niech kur… jego m…
Wharton tymi światami obdzielił dwóch chłopców, którzy o nich opowiadają. Rzecz dzieje się gdzieś tam od czasów przed licealnych aż do powołania do wojska, gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej. Oba światy co rusz się przeplatają, miejscami tworząc jeden. Ten złączony przyjaźnią…
Rzecz ma na pozór poplątaną chronologię, w której jednak czytelnik łatwo się znajdzie. Światy Ala i Ptaśka, ich relacje wzajemnie się uzupełniają. Miejscami bywa tak, że relacje któregoś z bohaterów-narratorów wypełniają, uszczegóławiają portret psychologiczny, emocjonalny tego drugiego, narysowany już przez relację w pierwszej osobie.
Relacja czy też historia przedstawiona przez Ala jest taka soczysta, awanturniczo-przygodowa prawie, bardzo cyniczna w stosunku do dorosłych, przełożonych w wojsku. Nosi też jednak mnóstwo cech świadczących o głębokiej przyjaźni, która łączy go z Ptaśkiem. Pozornie szorstki, opowiadając o Ptaśku robi się jakby delikatniejszy, wyrozumialszy, zatroskany. Z jednej strony potrafiłby chyba powiedzieć, że Ptaśkowi popierd… się w głowie. Z drugiej – prawie widzimy, jak go czule obejmuje. A niejedna historia opowiedziana przez Sycylijczyka jest tego przykładem. Ten zapaśnik, futbolista, kiepski tancerz oglądający się za spódniczkami potrafi w potwornym mrozie, sam zamarzając, biec kilometrami z Ptaśkiem na barkach, żeby w tym szlachetnym poczuciu niezwykłej przyjaźni uratować mu życie. To on, czasami z niesmakiem, ale i z czarującą wyrozumiałością, towarzyszy Ptaśkowi w jego ekscentrycznych poczynaniach, czuwając, chroniąc… To on w końcu potrafi mówić do Ptaśka godzinami, gdy ten trzepocze wyimaginowanymi skrzydłami, skacząc na jednej nodze jak kanarek na środku sali w domu wariatów. To on podejmuje w sposób przejmujący, w zasadzie ryzykując własnym obrazem w oczach innych, swoją prywatnością, w jakiś sposób własnym życiem, ocierając się o zarzut „splamienia” honoru żołnierza armii amerykańskiej, żeby dać dowód przyjaźni, miłości, niezwykłego uczucia na granicy opieki i przywiązania! Ryzykuje, a czytelnik widzi oczami wyobraźni, jak Al przyjmuje na swoją pierś mentalne karabinowe kule, wystrzelone przez tych, którzy symbolizują ten zwariowany świat ludzi niemających pojęcia o wrażliwości człowieczej duszy. Widzi, jak Al bierze w dłonie małego kanarka, wyjmuje go spoza krat, z więzienia, nie bacząc na kule, wyciąga ręce do góry i… dotąd szary, smutny ptaszek nagle wzlatuje ku niebu, a jego pióra stają się jaskrawożółte.
Ptasiek – genialnie, uroczo, delikatnie (chociaż powtarzam to słowo po raz kolejny) przetłumaczone „birdy”. Chłopiec-ptak. Nie ptaszę czy ptaszyna, tylko Ptasiek. Do końca nie wiemy, czy to chłopiec udający ptaka, czy ptak udający chłopca. Szalona wyobraźnia może podsunąć nam myśl, że to wszystko jest Whartona kiepskim żartem, kpiną z naszego logicznego stosunku do świata. Że jednak nie wiemy, gdzie są granice jawy, a gdzie snu. Że może wcale to, co na co dzień czynimy, nie jest realnym życiem. Konstrukcja tej powieści jest przewrotna. Może wtedy, gdy czytamy opowieść Ptaśka, tylko mu współczujemy, czy nawet brzydzimy się jego snami, marzeniami, wyznaniami, oczywiście wiedząc, że nie są absolutnie realne. Wiemy, gdzie jest granica „ptasiej” baśni, a gdzie świat, w którym Ptasiek jest outsiderem. Bo przecież w baśni chłopiec-ptak jest kimś, kim nigdy nie będzie w „normalnym” świecie. Jest zalotnikiem, kochankiem, mężem,
Może gdyby nie obecność w nim Ala, Ptasiek wybrałby na zawsze swój świat? Więc jeszcze w tych momentach przynajmniej przeczuwamy granicę. Ale gdy Ptasiek staje na dachu szpitala, rzeczywistość miesza się z magią. Nagle to wszystko przybiera znamiona realizmu magicznego! Zatrzymujemy oddech w piersiach i… Ptasiek wzbija się w powietrze.
Wharton ma cechę lekko denerwującą czytelnika. O bardzo trudnych, intymnych i wstydliwych sprawach mówi z jednej strony wprost, a z drugiej – stosuje alegorie, żeby kurtynę podnieść jak najwyżej. Tak jest w „Tacie”, „Spóźnionych kochankach”, „Niezawinionych śmierciach”. Ale wszystko zaczęło się od „Ptaśka”. I chyba tutaj dotarł na wyżyny swojego pisarstwa, opisując na pierwszym planie to, co dotąd było zamknięte za drzwiami dziecięcych pokoi, trudne dzieje dojrzewania. Amerykański purytanizm? Szczątki angielskiego konserwatyzmu? Autor nie pozostawił swojemu bohaterowi nic do ukrycia. Obnażył go okrutnie. Zostawił na literackiej scenie nagiego, z jego snami wyświetlanymi na ogromnym ekranie. Ktoś spuszcza oczy ze wstydem? Ktoś opuszcza gorszące fragmenty? Ktoś odwraca głowę z oburzeniem? Ba! może z obrzydzeniem?
Gdzie jest klucz, gdzie jest wyjaśnienie tego, co zdarzyło się w umyśle Ptaśka? Gdzie był początek tej drogi, która zaprowadziła go ku miłości do Perty, a w końcu, przez lot nad wybrzeżem Nowej Gwinei, do domu wariatów? Czy Wharton kieruje w czyjąś stronę palec wzniesiony oskarżycielsko? To Ameryka lat 30. i 40.? Brak czułości i zrozumienia rodziców zapracowanych od świtu do nocy, bądź złamanych biedą i bezrobociem? Nie wiem. Porzucam myśl o rozwiązaniu tej zagadki. Niejeden z nas będzie jeszcze na tym świecie człowiekiem o duszy jak ptak samotnej. I niekoniecznie będzie przy nim stał Al Columbato.